wiec tak:
blue crash
hawaje, surfing i panienki w bikini. i to tyle co przedstawiono w zasadzie w tym filmie. jasne, ze sie wysilili o jakas tam fabule co akurat z racji jej marnosci mi zwisalo. film obejrzalem tylko dla "widokow", ktore byly miodzio. musze, ale to MUSZE kiedys skosztowac tego czegos co sie zowie surfingiem. jak dla mnie wydaje sie bardziej atrakcyjny niz np. windsurf czy kite'y (bez urazy maslav ) a to z dwoch powodow. pierwszy glebszy: jest to "sport" zredukowany od strony technicznej do minimum co bardzo mi sie podoba. dzieki temu jest klarowny. drugi powod bardziej prozaiczny: jest to sport nie dostepny w zasadzie w polsce a wiec na zasadzie zakazanego owocu bardziej rajcuje. dodatki na filmie tez warte uwagi: wywrotki, masa ujec, ktore nie weszly do filmu a sa bardzo dobre i ciekawe. to tyle o tym filmie. czyli taka zbitka milych obrazow, z fabula, w ktora lepiej sie nie zaglebiac bo nie ma w co, najlepiej puscic ja miedzy uszami.
z piatku na sobote ("where the wind blows" bodajze)
jakiegos tam rezysera debiut. zaintrygowal mnie ze wzgledu na muze: herbie hanckock, yazoo, charles mingus i inni z plejady alternatywnej muzy klubowej i nie tylko. pod tym wzgledem sie nie zawiodlem. film w koncepcji nieco przypominajacej human traffic. dzieje sie w antwerpii a wiec belgia, jezykiem przewodnim jest flamandzki, procz niego rowniez francuzki offcorz no i czasem wplataja angielszczyzne. generalnie film nie ma fabuly. jest jakies tam niby tlo, wszyscy bohaterowie okazuje sie ze sie wkoncu znaja lub poznaja na imprezie kulminacyjnej ale jakiegos tam watku przewodniego ciezko sie doszukac. tak jakby zrobic film o wyjetych dwoch dniach i jednej nocy z zycia roznych ludzi: mamy i nauczyciela, bylego rektora powazanego, i jakis punkowcow lat 80tych , i jakis dj, jakis wlasciciel galerii malarskiej i szalony chemik. ogolnie caly przekroj przez rozne nietypowe postacie. najwiekszym wymiataczem jest kolezka, ktory urwal sie chyba z lat 70tych, w srodowsiku tamtych czasow znany byl jako "imprezowicz doskonaly" i ma ta zdolnosc, ze wszedzie gdzie sie pojawi tam zaraz zaczyna wiac wiatr, powiew wolnosci. w filmie mozna doszukiwac sie alegorii do beneluxowego spoleczenstwa, jego degeneracji spowodowanej rozwiazloscia etyczna, jednakze co ciekawe, myslalem ze zakonczy sie pesymistycznie i bedzie wyraznym potepieniem tego spoleczenstwa. a tu rezyser, moim zdaniem dosc ciekawie i calkiem slusznie film sfinalizowal rokujacym optymistycznie zakonczeniem... a wlasciwie brakiem zakonczenia. wszystkie watki kazdego z boahaterow urywaja sie nagle ale w takim momencie, ktory wskazuje na to, ze jednak wszystko bedzie dobrze, jakos sie ulozy. i tak mozna zinterpretowac rowniez przyszlosc beneluxu. te kraje jak holandia czy belgia zawsze byly az za bardzo postepowe i wyzwolencze ale jednak jakos swoim torem sie toczyly przez te wszystkie wieki. dlatego pomimo nie da sie zaprzeczyc, ze slusznych alertow zwiazanych z aborcja, legalizacja miekkich dragow czy eutanazja moze wcale nie skonczyc sie to tak tragicznie jak caly swiat trabi. film fajny, warty obejrzenia i wsluchania sie w muze.
kod: reguly gry
francuski film gangsterski. mowiac francuzki coraz czesciej, tak jak w tym wlasnie przypadku, mamy do czynienia wlasciwie z arabskim filmem. toczy sie on wokol mniejszosci arabskich, zydowskich i cyganskich. jedna z glownych rol znowu zagral samy nacceri czy jak sie tam pisze gostka od taxi i, ii oraz iii (gral taksowkarza ). sam film raczej mierny. no chyba mierny, chyba ponizej sredniej. a moze jestem za surowy, ale nie wydaje mi sie. jak sie komus chce niech sam oceni, ale sadze ze przyzna mi racje. cala akcja przewidywalna, efekty specjalne marne, klimat gangsterski spitolony. mam wrazenie zmarnowanego wieczoru.
a jutro "gwiazdor". mam nadzieje, tylko ze nie bedzie w tym filmie za duzo muzy "ich troje" bo chyba nie przetrzymam. ehhh ciekawosc pierwszy stopien do piekla. 
__________________

Zgłoś post do moderatora | IP: Zalogowane
|