O bledach w T2...
...czyli gorzka opowiesc o tym, jak nadmiar tolerancji i troski szkodzi. Moze byc odrobine chaotycznie, jakos nie mam nastroju literackiego.
Dawno, dawno temu (jak na skale esportu), w poczatkach 2000 roku, powstal w UT klan sYs. Powstal przypadkiem i powstal dosc specyficznie: paru gosci, ktorzy wowczas - jak to 1337a w tej grze mowi - zamiatalo na serwerach, zgadalo sie, ze utworza klan. Utworzyli, byl doskonaly. Szkoda, ze szybko pojawili sie na scenie UT tacy, ktorzy zamiast w sportowej walce woleli udowadniac swoja wyzszosc chamstwem i wyjatkowej klasy wulgaryzmami wobec sYs, zarowno na forach jak i serwerach. Jeszcze bardziej zaluje, ze innym sie takie chamstwo pod adresem sYs podobalo, ot, nauczka na przyszlosc. W kazdym razie poczatkowo jednolita scena zostala blyskawicznie i trwale podzielona, a jej poziom spadl na psy. Podzial byl tak trwaly, ze na dobra sprawe dopiero teraz, gdy w praktyce zniknely z niej osoby odpowiedzialne za zamet, scena w miare powraca do stanu uchodzacego za normalny - i to glownie dzieki wysilkom graczy UT CTF.
Z gry w gre, w ktora gralem lacznie 2.5 roku, jedynie pierwsze pol roku oceniam jako faktyczna frajde. Reszta byla wiecznym uzeraniem sie z prymitywami, babraniem sie w gownie, a tego nie da sie zrobic nie przesiakajac samemu zapachem. Koledzy wywodzacy sie z UT wiedza, czego.
Gdy zaczynalem grac w T2, jako jeden z nielicznych wowczas (jakby teraz bylo duzo...) graczy mialem stosunkowo duzy wplyw na wyglad sceny i postanowilem, ze powtorki ze szczeniackiego i gowniarskiego UT nie bedzie.
W zasadzie sie udalo, bowiem nawet klocic sie potrafimy na przyzwoitym poziomie. Niestety, scena specjalnie fajnie nie wyglada. Miedzy innymi z mojej winy.
Od poczatku zdawalem sobie sprawe z faktu, ze T2 jest gra wyjatkowa. Bylo oczywiste, ze to gra, w ktorej organizacja klanow jest zupelnie odmienna niz w innych grach. Ze wymagania stawiane w grze dramatycznie ograniczaja liczbe efektywnie dzialajacych w poszczegolnych krajach klanow.
Kontynuujac tradycje sYs, postanowilem utworzyc sekcje T2 w tym klanie, opierajac sie o pozostalych, dotychczasowych graczy grajacych w UT. Bylo to zalozenie bledne, niepotrzebne ludzenie sie, ze koledzy z UT poswieca T2 wystarczajaco duzo czasu by odkryc, co ma ona do zaoferowania. W efekcie zostalem sam ze swoim marzeniem - sceny idealnej i idealnego klanu.
Postanowilem pojsc tropem sYs w UT i utworzyc klan grupujacy dobrych polskich graczy T2, graczy myslacych w podobny sposob. Z tymi dobrymi byl olbrzymi problem. Wejdzcie na moja strone w T2, zobaczcie w mojej historii, ile razy zakladalem klan sYs zanim uzbieralismy 4 graczy - co gwarantowalo, ze po 3 dniach klan nie zostanie skasowany. W okresie od 18 sierpnia 2001 do 30 grudnia 2001 zakladalem sYs 39 razy. TRZYDZIESCI DZIEWIEC.
Cierpliwie czekalem. Utworzylem Polskie Forum, zapraszalem graczy, zorganizowalem serwer, cotygodniowe spotkania, Mecz Gwiazd. Moglem to pieprznac w kat, powiedziec: "spadac lamy, ja na tym podworku wymiatam" - w koncu kieleccy gowniarze w UT zapoznali mnie z naprawde szerokim asortymentem elytarnych odzywek, jak i niezwykle wysokim poziomem ego. Moglem olac tworzenie polskiego klanu, nudne powtarzanie tych samych wskazowek jak grac. Moglem sobie po prostu pograc w jakims zagranicznym klanie...
...alem sie uparl, osiol jeden. Mialem wizje, psia ja mac...
Poznawalem graczy, przygladalem sie, jak sie rozwijaja, jak mysla. Rozstajac sie ze zludzeniami, ze baza klanu w T2 beda gracze z UT, zapoznawalem innych z idea klanu, z tym, co chce w nim osiagnac. Mowilem o tym, ze dobierajac do klanu ludzi o podobnym sposobie myslenia zagwarantujemy jego przetrwanie. Ze dobierajac dobrych graczy zagwarantujemy im dobre warunki do gry.
Dlugo trwalo, zanim zebral sie pierwszy sklad sYs wystarczajaco liczny, aby moc wystawic graczy do laddera 10v10. Dlugo. Rok. Przez ten rok staralem sie wylapywac najlepszych, na dodatek robiac to w taki sposob, aby nie zagrozic przy tym istnieniu innych klanow (pare ich bylo). Tlumaczylem graczom innych klanow, dlaczego mowie "nie", gdy chcieli przystapic do sYs. Nie mowilem "spierdalaj, lamo". Mowilem: "pograjmy razem, pouczmy sie, poznajmy. Jak chcesz, moge cie w wolnych chwilach paru rzeczy nauczyc". Troszczac sie o wlasny klan, staralem sie myslec takze o innych.
Wreszcie byl czas na ladder. Okazalo sie, ze aby wystawic 10 osob w druzynie, w praktyce trzeba miec nie mniej niz 15 graczy. sYs mial mniej. Przegrywalismy mecz za meczem, 80% z nich grajac w skladzie 8v10. Rekordem byla gra 5v10 przeciwko sf, klanowi, ktory grupowal graczy z 3w (ci zas byli wielokrotnymi mistrzami laddera). Mimo to mowilem: "panowie, grajmy. lepiej grac i zdobywac doswiadczenie, niz nie grac". W ten sposob na cos kolo 30 meczy w ladderze sYs wygral ledwie kilka. Ale gral. Opieprzalismy sie nawzajem, analizowalismy taktyki, probowalismy wprowadzac zmiany. Wreszcie, stwierdzilismy, ze nie mamy wyboru i musimy odstapic od sztywnych zasad klanu. Aby przetrwac, musielismy miec nowych graczy. Zaproponowalismy wiec przystapienie do klanu kilku rokujacym nadzieje graczom klanu Tower. Postapilismy w czasie tych rozmow podobnie, jak wczesniej. Kazdemu przedstawilismy idee klanu. Kazdemu mowilismy o konsekwencjach. Kazdemu PROPONOWALISMY przystapienie do sYs, on zas mogl te propozycje odrzucic.
Tu mala dygresja. Klan Tower powstal z wlasnej inicjatywy dwoch graczy sYs, pio i qtera (o ile pamiec mnie nie myli). Powstal, gdyz obaj zamierzali szkolic w nim nowych graczy pod katem przyszlego przygotowania ich do sYs. Powstal jako szkolka treningowa.
Od poczatku ten pomysl mi sie nie podobal, z uwagi na rozmycie klanu - dwoch graczy bylo teraz w dwoch klanach jednoczesnie. Nie mozna budowac zlozonej, skomplikowanej struktury organizacyjnej nie bedac jej oddanym. Nie da sie. To nie dziala i nie bedzie dzialalo, zwlaszcza w T2, gdzie roboty z prowadzeniem klanu jest momentami naprawde sporo, a o niepowodzenia w meczach zrazajace ludzi do klanu latwo. Juz kilka dni po utworzeniu Tower powiedzialem kolegom, ktorzy go utworzyli, ze to pomysl zly. Ze takie idee powinni skonsultowac z reszta. Ze takie samorodki maja tendencje do usamodzielniania sie i uniezalezniania, a ich rozwoj czesto przebiega wbrew zamierzeniom tworcow. Nie mylilem sie. W krotkim czasie Tower zapomnialo, po co powstalo. Klan, majacy w zasadzie szkolic graczy dla sYs, nabral ambicji, zas sYs zaczal traktowac jako konkurenta. Postawilo to nas w trudnej sytuacji, gdyz Tower w pewnym momencie grupowal jedynych sensownych kandydatow do sYs, a jednoczesnie trzeba go bylo traktowac jak niezalezny klan. Zaczela sie dyplomacja, kurtuazja i podchody. Bez swiezej krwi sYs grozila zapasc, bylismy juz zniecheceni wieczna gra w niepelnym skladzie, co rozsypywalo kazda uzgodniona taktyke. Tymczasem Tower w zasadzie odcial nas od doplywu swiezych graczy.
Tu dochodzimy do momentu, w ktorym do sYs przystapila spora grupa graczy Tower. Ryzyko mialem wkalkulowane, zdawalem sobie sprawe z konsekwencji, zwlaszcza, ze postanowilismy zachowac sie fair wobec graczy Tower i nie wymuszac opuszczenia tego klanu. Altruizm po zmarnowanych latach w UT wydawal sie niezwykle pociagajacy...
Dalej poszlo z gorki. Sporo nowych graczy, ale o nizszych umiejetnosciach. Dwoch grajacych na 50% mozliwosci jednego starego syskiego to jakby nie patrzec wciaz jeden gracz mniej, mimo ze sklad jakby pelny. Na dodatek Tower wciaz bylo atrakcyjne dla paru osob, czesto mialem wrazenie, ze znacznie bardziej, niz sYs, ktore - tak sie chwilami wydawalo - bylo przez nich traktowane jako miejsce do rozegrania meczu.
W tym tez mniej wiecej czasie awansowalem na boga polskiej sceny T2. W zasadzie nie byla to specjalna niespodzianka, zwykle rzeczy, ktore mi nie wychodza, po prostu unikam. Poniewaz akurat w gry sieciowe gram duzo, sporo na ich temat przemyslen przewija sie przez moja glowe, a na dodatek ma to jakis tam zwiazek z moja praca, trudno sie dziwic, ze gram dosc dobrze. W pewnym momencie zdalem sobie sprawe, ze tym, co wstrzymuje rozwoj sYs jako klanu, jest moja osoba. Zbyt duzo wiary bylo pokladane we mnie. Moi koledzy, miast wierzyc w siebie, wierzyli we mnie, a w T2 zadnego meczu jeden zawodnik nie wygra. Usunalem sie, rozmyslnie symulujac odejscie, tak, aby zostali sami, sami musieli sobie poradzic i sami musieli sie przekonac, ze wcale nie sa zli. Malo kto zauwazyl, ze odbylo sie to moim kosztem - w zasadzie sam pozbawilem sie klanu.
Po przyjeciu graczy z Tower i moim powrocie sytuacja w sYs w zasadzie wiele sie nie poprawila, choc dawalo sie zauwazyc znaczny wzrost wiary we wlasne umiejetnosci ze strony starszych stazem graczy. Usunalem sie po raz kolejny, majac nadzieje, ze tym razem sie uda, ze gracze sie zmobilizuja.
Niestety, zapomnialem o furtce w postaci Tower, jaka utworzyla sie w sYs. Gdy w sYs nie szlo, mozna bylo przejsc do Tower. I tak oto sYs zaczelo zamierac, gdyz Tower przyciagalo coraz wiecej ich uwagi. Z symbionta Tower stalo sie pasozytem sYs, ktory zaczal zagrazac organizmowi zywiciela.
Panicznie probowalem ratowac sytuacje tworzac POLAND, klan o charakterze otwartym, taki, ktory kazdemu dawalby szanse na zagranie zorganizowanego meczu. Po paru meczach dalem sobie spokoj z zabawa w POLAND. Sklady inne niz deklarowane, calkowity brak znajomosci taktyk i nawet gracze sYs bioracy w nim udzial sztywno realizowali zalozenia przedmeczowe niezaleznie od sytuacji na polu walki. Szczytem byla sytuacja na Katabatiku, kiedy to przez piec minut prosilem o jakiekolwiek wsparcie przy obronie flagi i sie go nie doczekalem. Nie mozna na sile zawrocic rzeki. Postanowilem poczekac na susze.
Zgłoś post do moderatora | IP: Zalogowane
|